~**~
Uśmiechnął się pod nosem, czego najprawdopodobniej obie nie miały zaszczytu zauważyć. Uwielbiał wprawiać tę kobietę w zakłopotanie, co nie było łatwym zadaniem, gdyż jako jedna z niewielu przedstawicielek płci pięknej potrafiła profesjonalnie radzić sobie z mężczyznami, ich zbereźnymi żartami i często spotykanym, jak w przypadku Chris'a, rozległym ego. Nim zdążył, jeszcze coś powiedzieć nadbiegli pozostali.
-Ta blondyneczka nie żyje- powiadomił ich Mike.
-Jasna cholera!- syknęła Sakura, mocniej ściskając swoją broń. Mogła nie zostawiać tej biednej recepcjonistki na pastwę wygłodniałych umarlaków, ale musiała dokonać wyboru między nią a bezbronnym dzieckiem. Wybrała Mandy, co przyczyniło się do śmierci Courtney. Rozpoznała Kakashiego, który zdjąwszy bandanę, zapalił pewnie z dziesiątego papierosa tego dnia. Współczuła lekarzom robiącym mu rutynowe, coroczne badania zdrowotne. Czerwonowłosego kojarzyła z jakiejś misji, ale za nic nie mogła przypomnieć sobie jego imienia, a pozostałych mięśniaków ni w ząb nie znała. Nie przypominali agentów, z jakimi często miała styczność. Chyba wojsko wreszcie się za siebie wzięło, ewentualnie mogą to być rekruci, ale wątpiła, by gardzący nimi Hatake zabrał ich ze sobą. Wgapiali się w nią, co działało jej na nerwy, zwłaszcza że gdzieś tam czaili się wygłodniali drapieżcy, z którymi nie chciała mieć nic wspólnego. Właśnie teraz zauważyła to rzucające się w oczy podobieństwo między zarażonymi a rządem pełnym krwiożerczych bestii, zgadzających się tylko w jednym: "zysk to przyszłość całego kraju!". W rzeczywistości było odwrotnie. Zysk był ich przyszłością.
-Ej, nie mamy wieczności!- przypomniał im zniecierpliwiony dowodzący, zajmujący się w tym momencie osłanianiem tyłów i ostrzeliwaniem wroga, pojawiającego się, z minimalnymi przerwami, na horyzoncie. Bestie powłóczyły nogami i jeszcze nie do końca odnalezione w tym środowisku, powoli starały się sprytnie podejść ofiarę.
-Musimy udać się do wyjścia!- zarządził Mięśniak Numer Jeden.
-Doprawdy? Chcesz na nowo przeciskać się przez tłum tych skurwysynów?- mruknął obojętnie Uzumaki, zabierając swojemu przyjacielowi paczkę papierosów, z której wyjął ostatniego peta. Zapalił go leniwie, po czym zaciągnął się dymem nikotynowym. Facet z kwadratową szczęką posłał blondynowi pełne nienawiści spojrzenie.
-A co?! Mamy czekać, aż przyślą nam wsparcie, podczas gdy ty będziesz siedział tutaj na dupie i jak zwykle chuj cię wszystko obchodzi!- wybuchnął gwałtownie, zwracając na siebie uwagę pozostałych. Sakura nigdy nie przepadała za spięciami w drużynie, a szczególnie kiedy w tym momencie życie wszystkich jest zagrożone. Westchnęła przeciągle i przeniosła ciężar ciała na prawą nogę. Rękę oparła o biodro, a następnie przekręciła głowę w bok. Obejmowała przestraszoną Mandy, która nadal kurczowo tuliła poczochrane, lekko przybrudzone futerko misia.
-Możesz tak zrobić. Ja zamierzam wyjść tylnymi drzwiami- mężczyzna wskazał palcem w kierunku, gdzie jeszcze kilka minut temu Sakura stanęła oko w oko z całą bandą napalonych na jej mięso mutantów.
-Żartujesz? Właśnie tam znajduje się ognisko wirusa- skrzyżowała ramiona na piersi. Wyzywająco zlustrowała jego silnie zbudowaną sylwetkę.
-A wyglądam jakbym żartował?- zachowywał powagę godną podziwu.
-Nie wiem- powiedziała. Była to prawda. Kobieta od lat nie widziała, żeby on się uśmiechał. Często tylko kpił z ludzi, ale to nie było nic związanego z poczuciem humoru, którego miała pewność, iż ten człowiek nie posiada albo zapomniał, co oznacza czasem pożartować.
-Idźmy w szyku C 27. Ja, Sakura z przodu, potem ty- wskazał na dziewczynkę- razem z Naruto, Kakashi i reszta zamkną szereg, rozumiecie?- kapitan rozejrzał się, skupiając wzrok na ich twarzach.- Sakura wybacz, ale nie mamy żadnej dodatkowej broni dla ciebie. Liczę, że poradzisz sobie z tym nożem- uśmiechnął się pod nosem.
-Pewnie- kiwnęła głową. Ustawili się tak, jak wcześniej zarządzono i na ironię losu właśnie ona znalazła się przed Uzumakim. Stawiając kolejne kroki, niemal czuła, jak dyskretnie, ale jednocześnie dokładnie jej się przygląda. Miała ochotę odwrócić się i wybrać opcję zaproponowaną przez tego Mięśniaka, ale wyszłaby wtedy na tchórza, a ona brzydziła się tchórzami i zazwyczaj ich unikała. Poza tym inni żywi ludzie mogli się tutaj ukrywać.
-Jest Pan dowodzącym?- w celu przerwania denerwującej ją ciszy, odezwała się do idącego obok niej żołnierza.
-Nie "Pan" tylko Gaara. Owszem, powierzono mi tę gromadkę, ale marnie widzę naszą współpracę- odchrząknął.
-Dlaczego?- zainteresowała się.
-Cóż, agencie nie mają za grosz szacunku do żołnierzy czy policjantów. Wiem to, bo jestem agentem. W naszej grupie jest dwóch mundurowych. Jeden z nich kompletnie nie umie słuchać ani też normalnie rozmawiać. W szczególności z Naruto.
-Z nim nikt nie umie rozmawiać- przystanęli.
-Pod ścianę. Trzymać się blisko!- wydał rozkazy. Oparła się prawym ramieniem o tynk. Gaara pochylony do przodu najwyraźniej nasłuchiwał dochodzących zza zakrętu dźwięków. Dziewczyna poczuła czyjś oddech na swoim karku. Zesztywniała. Gwałtownie odwróciła głowę i napotkała zimny wzrok niebieskich tęczówek, które nie wyrażało nic oprócz zwykłej niechęci oraz znudzenia obecną sytuacją. Jednak, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały zauważyła sekundowe uniesienie się kącika jego ust. Zarejestrowała również ten znany jej błysk w oczach. Po raz ostatni widziała go, kiedy...
-Gołąbeczki się znalazły- do jej uszu doleciał ironiczny głos. Wychyliła się lekko, by móc posłać, jak później się dowiedziała, Chris'owi złowrogie spojrzenie.- Dajcie spokój. Każdy wie, że sypialiście ze sobą i to nie raz, nie dwa, a chyba z milion razy!- wykrzyknął. Popatrzyła na Naruto. Posłał jej coś w rodzaju przeprosin, ale jego rysy nawet nie drgnęły. Przewróciła oczami i skupiła się na plecach Sabaku. Na chwilę zacisnęła powieki, pod którymi zebrały się łzy. Radko płakała, zwłaszcza z tak błahych powodów, ale teraz, najzwyczajniej w świecie, zrobiło jej się przykro. Jej tajemnica została tak bezkarnie i perfidnie ujawniona. Miała ochotę tupnąć nogą, usiąść na ziemi i poczekać, aż zagrożenie samo ją dosięgnie, umożliwiając jej przejście do kolejnego świata. Wtedy odcięłaby się od cholernego Uzumakiego i tego nowego typa, doprowadzającego ją do szewskiej pasji. Wstrzymała oddech, kiedy Gaara powoli podniósł ramię do góry, dając im znak, aby byli w gotowości. Napięła mięśnie. W odróżnieniu od pozostałych jedyną jej bronią, oczywiście nie licząc wrodzonych umiejętności, był ten krótki, zawsze towarzyszący jej nóż. Musiałaby podejść do nich w miarę blisko, ewentualnie mogłaby nim rzucić, ale niestety straciłaby ukochany scyzoryk. Przycisnęła do do piersi, ściskając swój nadgarstek.
-W porządku?- ktoś szepnął jej nad uchem. Była w szoku. Naruto się martwił, a przynajmniej tak na swój typowy, indywidualny sposób, który Sakura bardzo dobrze znała.
-Nic nie jest w porządku, Naruto- warknęła. Niby pragnęła być dla niego miła, jednak nie potrafiła. Była rozczarowana, zła i zawiedziona tym wszystkim, sobą, nieudaną próbą dostania się samolotem do rodzinnego Indianapolis, a na pewno w stu procentach jej dawnym przyjacielem. Oboje zamilkli. Ona analizowała swoje myśli, on, niczym typowy agent odciął się od ich rozmowy i skupił wyłącznie na zachowaniu swojej dobrej opinii najlepszego agenta.
-Ilu?- zapytał w końcu Kakashi. Zaczął być niecierpliwy, gdyż właśnie minutkę temu dopalił ostatniego papierosa. Nerwowo zaciskał palce na karabinie. Nie ze stresu czy strachu. On po prostu w duchu marzył o wystrzelaniu tych potworów i wydostaniu się z tego uciążliwego bagna pełnego chaosu, wrogości ze strony jego kompanów.
-Około dziesięciu, ale tam jest rozwidlenie dróg. Z któregoś wychodzą- mruknął, jakby sam do siebie.- Dobra, nie ma co tak stać. Ruszajmy!- podniósł głos. Wybiegli jeden za drugim i stanęli obok siebie w równym rzędzie, Umarli skierowali ku nim umęczone, przekrwione i na wpół zgniłe gałki oczne. Otworzyli swoje ust. Zaczęła z nich lecieć dziwna zielona maź, zapewne niegdyś ludzka ślina z normalnymi enzymami trawiennymi zamiast toksyn pełnych wirusa. Przed Naruto, opierając się o jego wyrzeźbiony brzuch, stała Mandy, Zasłoniła się misiem, kiedy chłopcy zaczęli strzelać. Tym razem Chris posłuchał rady swojego największego wroga i wymierzał precyzyjne strzały. Ciała popadały na podłogę. Ściany obryzgane były okropnie cuchnącą juchą. Mała zakryła dłonią usta i okrągły nosek.
-Koniec?- zdziwił się dryblas.
-Mike, to dopiero początek- rzucił Kakashi.- Pasażerów było więcej.
-W samym budynku było mnóstwo ludzi- podpowiedziała Mandy ucieszona, że wreszcie może wtrącić swoje co nie co do rozmowy starszych i bardziej doświadczonych weteranów.
-Jest, ale na naszą niekorzyść to już nie są ludzie- poprawił ją Gaara. Oparł kolbę o ramię, po czym lekko się zgarbił i szedł dalej na ugiętych nogach, niczym kot gotowy do skoku.
-Eh, takie życie, co maleńka?- Chris objął Sakurę, kładąc rękę na jej ramionach. Pod naporem jego siły, skrzywiła się z niesmakiem. Chciała zrobić krok do przodu, ale mężczyzna trzymał ją zdecydowanie zbyt mocno i nachalnie. Zmrużyła oczy, rozpatrując opcję podcięcia mu kostek i przerzucenia go sobie przez łokieć stosując jeden z wielu znanych jej chwytów judo.
-No nic mi nie odpowiedz?- szturchnął w jej biodro.
-Odsuń się- wycedziła przez zęby.
-Ostra z ciebie niunia. Lubię takie- zaśmiał się w sposób przyprawiający ją o mdłości. Miała pewność. Był facetem traktującym kobiety przedmiotowo. Wykorzystywał je do swoich męskich celów, a potem porzucał lub Bóg wie co innego z nimi wyprawiał.
-Proszę się odsunąć- ponowiła dyplomatyczną próbę.
-Aj, no nie bądź taka- przewrócił oczyma.
-Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty- syknęła. Przynajmniej ten Mike no i jej znajomi mieli niesamowitą rozrywkę.
-To możemy przejść. Jestem Chris. Twój przyszły chłopak. Mieszkam sam i liczę, iż wpadniesz do mnie. Skoro pieprzyłaś się z Uzumakim to znaczy, że jesteś w tym dobra, a ja wymagam- wyszeptał jej do ucha ostatnie zdanie. Gwałtownie się odwróciła z zamiarem sparaliżowania jego osoby i pozostawienia jej na pastwę ludożerców, gdy ktoś niespodziewanie położył dłoń na ramieniu Brown'a.
-Daruj sobie- zimny ton blondyna przywrócił ich na ziemię.
-Myślisz, że nie wiem co robiliście?- zwycięsko dołączył do jedynego człowieka w składzie stojącego po jego stronie murem.
-Żałosne- skwitowała.- Idziemy?- zwróciła się do czerwonowłosego.
-Tak. Zamienię się z Naruto- znalazł się obok dziewczynki.
-Okey- wzruszył ramionami niebieskooki. Dogoniła go, ale między nimi nie padło ani słówko. Nie wiedziała, jak długo szli. Potwornie ściskało ją w żołądku, odciski na stopach dawały się we znaki, mdliło ją od drażniącego śluzówki zapachu roznoszącego się chyba po całym budynku. Odkaszlnęła cicho, a następnie napotkała beznamiętne spojrzenie swojego prawicowego kompana.
-Co?- pytająco uniosła brew. Nie odpowiedział. Naciągnął bandanę na połowę twarzy, choć nadal jej się przyglądał. Znał tę kobietę szmat czasu. Przeżyli znacznie więcej niż sam pamiętał: złe chwile dożywotniego posłuszeństwa dla rządu oraz te dobre, a gdyby miał powiedzieć, kiedy miały miejsce rzekłby, że zawsze, gdy z nią był oraz, coś dla starszych, czyli w łóżku, ale o tym nie teraz. Nigdy nie okazywał przywiązania do jej uroczej osoby ani cienia żalu po opuszczeniu przez nią szeregów, a był to dla niego czas czarnych myśli i ponurych rozważań. W tamtym okresie przez swoją bezwzględność nabył całkiem sporo nowych wrogów, starych jeszcze bardziej do siebie zniechęcił. Wracając do wcześniejszego, czuł, że wróciła jakaś dziwnie odmieniona. Nie tryskała tak energią, jak zazwyczaj bywało no i nie zarażała wszystkich dookoła dobrym humorem, nie droczyła się z nim. Swoim wzrokiem usilnie próbował ją do tego zmusić, ale nic z tego. Brnęła na przód, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. Ukradkiem ujrzał jej pełne, malinowe wargi. Tak cudownie było móc ich smakować, a smakowały wprost idealnie, jakby umieszczono w nich promienie słońca, watę cukrową oraz bitą śmietanę. Wkroczyli do obszernej sali, gdzie widniał wrak samolotu, a w powietrzu dało się wyczuć nieprzyjemną woń popiołu i czadu.
-Pod ścianę!- warknął Gaara. Widok kilkudziesięciu mutantów wywarł na nim nieprzyjemne wrażenie. Miał już z nimi styczność i to nie raz, ale lata robią swoje. Zapomniał tej adrenaliny, chęci przetrwania, nawet za cenę śmierci najbliższych. Sam oparł się o jakąś przypadkową kolumnę. Sięgnął po piersiówkę napełnioną whisky. Na trzeźwo nie był w stanie im kapitanować, a zwłaszcza mieć ich na sumieniu w razie jakiegoś wypadku. Tymczasem Naruto i Sakura schylili się i zwinnie przemknęli chowając się za stanowiskiem pracowników recepcji, co tylko przypominało Haruno o młodej, pozytywnie zakręconej Courtney.
-Trzymaj- podał jej pistolet.
-Wcześnie- prychnęła.
-Nie pytałaś czy mam- wzruszyła ramionami. Kolejna prowokacja zakończona niepowodzeniem.
-Jeżeli przeżyję to skopię ci tyłek!- zagroziła, a potem zachichotała. Może się udało?
-Przyjmuję wyzwanie- uśmiechnął się seksownie.
-Tja. Ja już u was nie pracuję- przypomniała.
-Tak, wiem, ale mam u siebie wolne łóżko.
-Pieprz się, Uzumaki- uderzyła go zaczepnie w ramię.
-Nie kuś, Haruno.
-Hej, dupy do góry!- obok nich pojawił się Kakashi.- Spierdalamy stąd!
-Pety ci cię skończyły?- zapytała dziewczyna.
-Cicho bądź!- popchnął ją. Biegli ile sił w nogach.
-Dlaczego tylko my?- zaniepokoiła się.
-Wychodzimy grupkami- powiedział szybko. Wpadli na strome, trochę przestarzałe schody niemal wyłamując zwisającą, plastikową poręcz w kolorze khaki zauważyli jedyne źródło ich fatygi do tego miejsca. Zaczęli szarpać się z zielonymi drzwiami z charakterystycznym malunkiem przedstawiającym białego ludzika posłusznie kierującego się za dużą strzałką. Ani drgnęły.
-Cholera!- krzyknęła.
-Gdzie tamci?- blondyn przystawił oko do celownika optycznego.
-Wybrali inną drogę- fuknął na niego szaro włosy.- Mam ich w...
-Kakashi! Pomóż mi! Niech Naruto chroni tyły- wydała precyzyjne rozkazy. Zanim się obejrzała kolejna grupka rozwścieczonych pożeraczy tłoczyła się przy framudze. Sakura rozpaczliwie uderzyła pięścią w drzwi, ale i to nie przyniosło jakiś namacalnych efektów. Odetchnęła głęboko. Ufała Naruto na tyle, by pozwolić mu się ochraniać. Kakashi też zajął pozycję, jednocześnie bez zbędnych ceregieli oddając w jej ręce zadanie polegające na walce z cholerną martwą rzeczą. Chwyciła za rękojeść noża i wsadziła jego ostry, zagięty czubek w wąski, metalowy zamek. Przekręcała go wielokrotnie, wywołując przy tym dźwięk chrobotania i ocierana żelastwa o żelastwo.
-Sakura!- warknął blondyn, kiedy oddał precyzyjny strzał.
-Chwila!- syknęła. Zmrużyła oczy.- No dalej!- ponagliła. Charakterystyczne kliknięcia i zwycięstwo! Złapała obu mężczyzn za rękawy koszulek i pociągnęła w stronę bladego światła. Wypadli na zewnątrz. Szybko zatrzasnęli drzwi i oparli się o nie plecami. Na przeciw nich stały wozy policyjne, w powietrzu sunęły czarne helikoptery. Mężczyzna ze skrzyżowanymi ramionami, wojskowym walkie-talkie w dłoni i cwaniackim uśmieszkiem lustrował ich szarymi źrenicami. Sakura natychmiast go rozpoznała.
-Witamy Panno Haruno- przywitał się.- Jesteście ostatni, reszta dawno wyszła. A teraz, proszę pozwól ze mną Sakura. Mamy do obgadania kilka istotnych kwestii.
-Nie sądzę- odgryzła się.
-Nieposłuszeństwo jest dla Ciebie takie typowe- zaśmiał się.- Odmowy nie przyjmuję. Chodź!- kiwnął głową, a ona chcąc czy też nie, ruszyła za nim.
-Ej, nie mamy wieczności!- przypomniał im zniecierpliwiony dowodzący, zajmujący się w tym momencie osłanianiem tyłów i ostrzeliwaniem wroga, pojawiającego się, z minimalnymi przerwami, na horyzoncie. Bestie powłóczyły nogami i jeszcze nie do końca odnalezione w tym środowisku, powoli starały się sprytnie podejść ofiarę.
-Musimy udać się do wyjścia!- zarządził Mięśniak Numer Jeden.
-Doprawdy? Chcesz na nowo przeciskać się przez tłum tych skurwysynów?- mruknął obojętnie Uzumaki, zabierając swojemu przyjacielowi paczkę papierosów, z której wyjął ostatniego peta. Zapalił go leniwie, po czym zaciągnął się dymem nikotynowym. Facet z kwadratową szczęką posłał blondynowi pełne nienawiści spojrzenie.
-A co?! Mamy czekać, aż przyślą nam wsparcie, podczas gdy ty będziesz siedział tutaj na dupie i jak zwykle chuj cię wszystko obchodzi!- wybuchnął gwałtownie, zwracając na siebie uwagę pozostałych. Sakura nigdy nie przepadała za spięciami w drużynie, a szczególnie kiedy w tym momencie życie wszystkich jest zagrożone. Westchnęła przeciągle i przeniosła ciężar ciała na prawą nogę. Rękę oparła o biodro, a następnie przekręciła głowę w bok. Obejmowała przestraszoną Mandy, która nadal kurczowo tuliła poczochrane, lekko przybrudzone futerko misia.
-Możesz tak zrobić. Ja zamierzam wyjść tylnymi drzwiami- mężczyzna wskazał palcem w kierunku, gdzie jeszcze kilka minut temu Sakura stanęła oko w oko z całą bandą napalonych na jej mięso mutantów.
-Żartujesz? Właśnie tam znajduje się ognisko wirusa- skrzyżowała ramiona na piersi. Wyzywająco zlustrowała jego silnie zbudowaną sylwetkę.
-A wyglądam jakbym żartował?- zachowywał powagę godną podziwu.
-Nie wiem- powiedziała. Była to prawda. Kobieta od lat nie widziała, żeby on się uśmiechał. Często tylko kpił z ludzi, ale to nie było nic związanego z poczuciem humoru, którego miała pewność, iż ten człowiek nie posiada albo zapomniał, co oznacza czasem pożartować.
-Idźmy w szyku C 27. Ja, Sakura z przodu, potem ty- wskazał na dziewczynkę- razem z Naruto, Kakashi i reszta zamkną szereg, rozumiecie?- kapitan rozejrzał się, skupiając wzrok na ich twarzach.- Sakura wybacz, ale nie mamy żadnej dodatkowej broni dla ciebie. Liczę, że poradzisz sobie z tym nożem- uśmiechnął się pod nosem.
-Pewnie- kiwnęła głową. Ustawili się tak, jak wcześniej zarządzono i na ironię losu właśnie ona znalazła się przed Uzumakim. Stawiając kolejne kroki, niemal czuła, jak dyskretnie, ale jednocześnie dokładnie jej się przygląda. Miała ochotę odwrócić się i wybrać opcję zaproponowaną przez tego Mięśniaka, ale wyszłaby wtedy na tchórza, a ona brzydziła się tchórzami i zazwyczaj ich unikała. Poza tym inni żywi ludzie mogli się tutaj ukrywać.
-Jest Pan dowodzącym?- w celu przerwania denerwującej ją ciszy, odezwała się do idącego obok niej żołnierza.
-Nie "Pan" tylko Gaara. Owszem, powierzono mi tę gromadkę, ale marnie widzę naszą współpracę- odchrząknął.
-Dlaczego?- zainteresowała się.
-Cóż, agencie nie mają za grosz szacunku do żołnierzy czy policjantów. Wiem to, bo jestem agentem. W naszej grupie jest dwóch mundurowych. Jeden z nich kompletnie nie umie słuchać ani też normalnie rozmawiać. W szczególności z Naruto.
-Z nim nikt nie umie rozmawiać- przystanęli.
-Pod ścianę. Trzymać się blisko!- wydał rozkazy. Oparła się prawym ramieniem o tynk. Gaara pochylony do przodu najwyraźniej nasłuchiwał dochodzących zza zakrętu dźwięków. Dziewczyna poczuła czyjś oddech na swoim karku. Zesztywniała. Gwałtownie odwróciła głowę i napotkała zimny wzrok niebieskich tęczówek, które nie wyrażało nic oprócz zwykłej niechęci oraz znudzenia obecną sytuacją. Jednak, gdy ich spojrzenia się skrzyżowały zauważyła sekundowe uniesienie się kącika jego ust. Zarejestrowała również ten znany jej błysk w oczach. Po raz ostatni widziała go, kiedy...
-Gołąbeczki się znalazły- do jej uszu doleciał ironiczny głos. Wychyliła się lekko, by móc posłać, jak później się dowiedziała, Chris'owi złowrogie spojrzenie.- Dajcie spokój. Każdy wie, że sypialiście ze sobą i to nie raz, nie dwa, a chyba z milion razy!- wykrzyknął. Popatrzyła na Naruto. Posłał jej coś w rodzaju przeprosin, ale jego rysy nawet nie drgnęły. Przewróciła oczami i skupiła się na plecach Sabaku. Na chwilę zacisnęła powieki, pod którymi zebrały się łzy. Radko płakała, zwłaszcza z tak błahych powodów, ale teraz, najzwyczajniej w świecie, zrobiło jej się przykro. Jej tajemnica została tak bezkarnie i perfidnie ujawniona. Miała ochotę tupnąć nogą, usiąść na ziemi i poczekać, aż zagrożenie samo ją dosięgnie, umożliwiając jej przejście do kolejnego świata. Wtedy odcięłaby się od cholernego Uzumakiego i tego nowego typa, doprowadzającego ją do szewskiej pasji. Wstrzymała oddech, kiedy Gaara powoli podniósł ramię do góry, dając im znak, aby byli w gotowości. Napięła mięśnie. W odróżnieniu od pozostałych jedyną jej bronią, oczywiście nie licząc wrodzonych umiejętności, był ten krótki, zawsze towarzyszący jej nóż. Musiałaby podejść do nich w miarę blisko, ewentualnie mogłaby nim rzucić, ale niestety straciłaby ukochany scyzoryk. Przycisnęła do do piersi, ściskając swój nadgarstek.
-W porządku?- ktoś szepnął jej nad uchem. Była w szoku. Naruto się martwił, a przynajmniej tak na swój typowy, indywidualny sposób, który Sakura bardzo dobrze znała.
-Nic nie jest w porządku, Naruto- warknęła. Niby pragnęła być dla niego miła, jednak nie potrafiła. Była rozczarowana, zła i zawiedziona tym wszystkim, sobą, nieudaną próbą dostania się samolotem do rodzinnego Indianapolis, a na pewno w stu procentach jej dawnym przyjacielem. Oboje zamilkli. Ona analizowała swoje myśli, on, niczym typowy agent odciął się od ich rozmowy i skupił wyłącznie na zachowaniu swojej dobrej opinii najlepszego agenta.
-Ilu?- zapytał w końcu Kakashi. Zaczął być niecierpliwy, gdyż właśnie minutkę temu dopalił ostatniego papierosa. Nerwowo zaciskał palce na karabinie. Nie ze stresu czy strachu. On po prostu w duchu marzył o wystrzelaniu tych potworów i wydostaniu się z tego uciążliwego bagna pełnego chaosu, wrogości ze strony jego kompanów.
-Około dziesięciu, ale tam jest rozwidlenie dróg. Z któregoś wychodzą- mruknął, jakby sam do siebie.- Dobra, nie ma co tak stać. Ruszajmy!- podniósł głos. Wybiegli jeden za drugim i stanęli obok siebie w równym rzędzie, Umarli skierowali ku nim umęczone, przekrwione i na wpół zgniłe gałki oczne. Otworzyli swoje ust. Zaczęła z nich lecieć dziwna zielona maź, zapewne niegdyś ludzka ślina z normalnymi enzymami trawiennymi zamiast toksyn pełnych wirusa. Przed Naruto, opierając się o jego wyrzeźbiony brzuch, stała Mandy, Zasłoniła się misiem, kiedy chłopcy zaczęli strzelać. Tym razem Chris posłuchał rady swojego największego wroga i wymierzał precyzyjne strzały. Ciała popadały na podłogę. Ściany obryzgane były okropnie cuchnącą juchą. Mała zakryła dłonią usta i okrągły nosek.
-Koniec?- zdziwił się dryblas.
-Mike, to dopiero początek- rzucił Kakashi.- Pasażerów było więcej.
-W samym budynku było mnóstwo ludzi- podpowiedziała Mandy ucieszona, że wreszcie może wtrącić swoje co nie co do rozmowy starszych i bardziej doświadczonych weteranów.
-Jest, ale na naszą niekorzyść to już nie są ludzie- poprawił ją Gaara. Oparł kolbę o ramię, po czym lekko się zgarbił i szedł dalej na ugiętych nogach, niczym kot gotowy do skoku.
-Eh, takie życie, co maleńka?- Chris objął Sakurę, kładąc rękę na jej ramionach. Pod naporem jego siły, skrzywiła się z niesmakiem. Chciała zrobić krok do przodu, ale mężczyzna trzymał ją zdecydowanie zbyt mocno i nachalnie. Zmrużyła oczy, rozpatrując opcję podcięcia mu kostek i przerzucenia go sobie przez łokieć stosując jeden z wielu znanych jej chwytów judo.
-No nic mi nie odpowiedz?- szturchnął w jej biodro.
-Odsuń się- wycedziła przez zęby.
-Ostra z ciebie niunia. Lubię takie- zaśmiał się w sposób przyprawiający ją o mdłości. Miała pewność. Był facetem traktującym kobiety przedmiotowo. Wykorzystywał je do swoich męskich celów, a potem porzucał lub Bóg wie co innego z nimi wyprawiał.
-Proszę się odsunąć- ponowiła dyplomatyczną próbę.
-Aj, no nie bądź taka- przewrócił oczyma.
-Nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty- syknęła. Przynajmniej ten Mike no i jej znajomi mieli niesamowitą rozrywkę.
-To możemy przejść. Jestem Chris. Twój przyszły chłopak. Mieszkam sam i liczę, iż wpadniesz do mnie. Skoro pieprzyłaś się z Uzumakim to znaczy, że jesteś w tym dobra, a ja wymagam- wyszeptał jej do ucha ostatnie zdanie. Gwałtownie się odwróciła z zamiarem sparaliżowania jego osoby i pozostawienia jej na pastwę ludożerców, gdy ktoś niespodziewanie położył dłoń na ramieniu Brown'a.
-Daruj sobie- zimny ton blondyna przywrócił ich na ziemię.
-Myślisz, że nie wiem co robiliście?- zwycięsko dołączył do jedynego człowieka w składzie stojącego po jego stronie murem.
-Żałosne- skwitowała.- Idziemy?- zwróciła się do czerwonowłosego.
-Tak. Zamienię się z Naruto- znalazł się obok dziewczynki.
-Okey- wzruszył ramionami niebieskooki. Dogoniła go, ale między nimi nie padło ani słówko. Nie wiedziała, jak długo szli. Potwornie ściskało ją w żołądku, odciski na stopach dawały się we znaki, mdliło ją od drażniącego śluzówki zapachu roznoszącego się chyba po całym budynku. Odkaszlnęła cicho, a następnie napotkała beznamiętne spojrzenie swojego prawicowego kompana.
-Co?- pytająco uniosła brew. Nie odpowiedział. Naciągnął bandanę na połowę twarzy, choć nadal jej się przyglądał. Znał tę kobietę szmat czasu. Przeżyli znacznie więcej niż sam pamiętał: złe chwile dożywotniego posłuszeństwa dla rządu oraz te dobre, a gdyby miał powiedzieć, kiedy miały miejsce rzekłby, że zawsze, gdy z nią był oraz, coś dla starszych, czyli w łóżku, ale o tym nie teraz. Nigdy nie okazywał przywiązania do jej uroczej osoby ani cienia żalu po opuszczeniu przez nią szeregów, a był to dla niego czas czarnych myśli i ponurych rozważań. W tamtym okresie przez swoją bezwzględność nabył całkiem sporo nowych wrogów, starych jeszcze bardziej do siebie zniechęcił. Wracając do wcześniejszego, czuł, że wróciła jakaś dziwnie odmieniona. Nie tryskała tak energią, jak zazwyczaj bywało no i nie zarażała wszystkich dookoła dobrym humorem, nie droczyła się z nim. Swoim wzrokiem usilnie próbował ją do tego zmusić, ale nic z tego. Brnęła na przód, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. Ukradkiem ujrzał jej pełne, malinowe wargi. Tak cudownie było móc ich smakować, a smakowały wprost idealnie, jakby umieszczono w nich promienie słońca, watę cukrową oraz bitą śmietanę. Wkroczyli do obszernej sali, gdzie widniał wrak samolotu, a w powietrzu dało się wyczuć nieprzyjemną woń popiołu i czadu.
-Pod ścianę!- warknął Gaara. Widok kilkudziesięciu mutantów wywarł na nim nieprzyjemne wrażenie. Miał już z nimi styczność i to nie raz, ale lata robią swoje. Zapomniał tej adrenaliny, chęci przetrwania, nawet za cenę śmierci najbliższych. Sam oparł się o jakąś przypadkową kolumnę. Sięgnął po piersiówkę napełnioną whisky. Na trzeźwo nie był w stanie im kapitanować, a zwłaszcza mieć ich na sumieniu w razie jakiegoś wypadku. Tymczasem Naruto i Sakura schylili się i zwinnie przemknęli chowając się za stanowiskiem pracowników recepcji, co tylko przypominało Haruno o młodej, pozytywnie zakręconej Courtney.
-Trzymaj- podał jej pistolet.
-Wcześnie- prychnęła.
-Nie pytałaś czy mam- wzruszyła ramionami. Kolejna prowokacja zakończona niepowodzeniem.
-Jeżeli przeżyję to skopię ci tyłek!- zagroziła, a potem zachichotała. Może się udało?
-Przyjmuję wyzwanie- uśmiechnął się seksownie.
-Tja. Ja już u was nie pracuję- przypomniała.
-Tak, wiem, ale mam u siebie wolne łóżko.
-Pieprz się, Uzumaki- uderzyła go zaczepnie w ramię.
-Nie kuś, Haruno.
-Hej, dupy do góry!- obok nich pojawił się Kakashi.- Spierdalamy stąd!
-Pety ci cię skończyły?- zapytała dziewczyna.
-Cicho bądź!- popchnął ją. Biegli ile sił w nogach.
-Dlaczego tylko my?- zaniepokoiła się.
-Wychodzimy grupkami- powiedział szybko. Wpadli na strome, trochę przestarzałe schody niemal wyłamując zwisającą, plastikową poręcz w kolorze khaki zauważyli jedyne źródło ich fatygi do tego miejsca. Zaczęli szarpać się z zielonymi drzwiami z charakterystycznym malunkiem przedstawiającym białego ludzika posłusznie kierującego się za dużą strzałką. Ani drgnęły.
-Cholera!- krzyknęła.
-Gdzie tamci?- blondyn przystawił oko do celownika optycznego.
-Wybrali inną drogę- fuknął na niego szaro włosy.- Mam ich w...
-Kakashi! Pomóż mi! Niech Naruto chroni tyły- wydała precyzyjne rozkazy. Zanim się obejrzała kolejna grupka rozwścieczonych pożeraczy tłoczyła się przy framudze. Sakura rozpaczliwie uderzyła pięścią w drzwi, ale i to nie przyniosło jakiś namacalnych efektów. Odetchnęła głęboko. Ufała Naruto na tyle, by pozwolić mu się ochraniać. Kakashi też zajął pozycję, jednocześnie bez zbędnych ceregieli oddając w jej ręce zadanie polegające na walce z cholerną martwą rzeczą. Chwyciła za rękojeść noża i wsadziła jego ostry, zagięty czubek w wąski, metalowy zamek. Przekręcała go wielokrotnie, wywołując przy tym dźwięk chrobotania i ocierana żelastwa o żelastwo.
-Sakura!- warknął blondyn, kiedy oddał precyzyjny strzał.
-Chwila!- syknęła. Zmrużyła oczy.- No dalej!- ponagliła. Charakterystyczne kliknięcia i zwycięstwo! Złapała obu mężczyzn za rękawy koszulek i pociągnęła w stronę bladego światła. Wypadli na zewnątrz. Szybko zatrzasnęli drzwi i oparli się o nie plecami. Na przeciw nich stały wozy policyjne, w powietrzu sunęły czarne helikoptery. Mężczyzna ze skrzyżowanymi ramionami, wojskowym walkie-talkie w dłoni i cwaniackim uśmieszkiem lustrował ich szarymi źrenicami. Sakura natychmiast go rozpoznała.
-Witamy Panno Haruno- przywitał się.- Jesteście ostatni, reszta dawno wyszła. A teraz, proszę pozwól ze mną Sakura. Mamy do obgadania kilka istotnych kwestii.
-Nie sądzę- odgryzła się.
-Nieposłuszeństwo jest dla Ciebie takie typowe- zaśmiał się.- Odmowy nie przyjmuję. Chodź!- kiwnął głową, a ona chcąc czy też nie, ruszyła za nim.
~***~